wtorek, 5 lutego 2008

Malezja - mokre reczniki i ciapate nalesniki

Miejscem naszego spotkania w Malezji bylo miasto Georgtown polozone na wyspie Penang (vel. Pinang).

Malezja zaskoczyla nas mieszanka kultur i ras. Obok meczetu stoi chinska swiatynia, sasiadujaca z kosciolem Najswietszej Panienki. W autobusie obok siebie siedza owiniete w chusty muzulmanki, Hinduski z bindi na czole, blade Chinki, najladniejsze z nich wszystkich Malajki oraz ich roznorodni partnerzy. Wszyscy zyja w pokoju i milosci i na szczescie dla nas rozmawiaja po angielsku.

Pierwsza noc w Malibu Guesthouse byla tak upalna, ze aby zasnac przykrywalismy sie mokrymi recznikami. Z rana wyruszylismy w miasto. Udalismy sie w godzinna podroz autobusem do slynnej Swiatyni Wezy. Na miejscu zamiast otumanionych kadzidlami wezy, wijacych sie po lichtarzu, ujrzelismy dwa niedozywione pytony w niewielkim akwarium. "Delikatnie" rozczarowani udalismy sie do kolejnej swiatyni, ktora dla odmiany zrobila duze wrazenie, przynajmniej dla mniej swiatowych Dziewczyn ;). Kolejnym punktem programu dnia byl wjazd na wzgorze Penang Hill, skad rozpozcieral sie widok na panorame miasta. Ku naszej uciesze spotkalismy tam przemila pare Polakow (od 5-ciu miesiecy w podrozy dookola swiata) oraz pare Czechow (rowniez kilka miesiecy w drodze), z ktorymi umowilismy sie na wieczorne spozycie. Szczesliwie dla Dziewczyn, srody sa tzw. Lady's Nights, co oznacza darmowe drinki w barach.
Po upojnej nocy, ktora uplynela pod znakiem "Dwoch siekier" ("Double Axe Brandy) wyruszylismy na stopa do parku narodowego Taman Negara z siedziba dyrekcji w Kuala Tahan. Poznalismy tam kolejnego Polaka - Piotrka - weterana podrozy o dosc nietypowej, egzotycznej urodzie.

Zaopatrzywszy sie w wode, chleb, konserwy rybne, krakersy i ciastka wybralismy sie na dwudniowy treking. Chcac zminimalizowac koszty wyprawy zrezygnowalismy z przewodnika, oszczedziajac tym samym okolo pol tysiaca dolarow amerykanskich.
Pelni zapalu i rzadni przygody wkroczylismy do dzungli. Nasz entuzjazm odrobine przygasl z chwila, kiedy na naszych butach, skarpetkach a docelowo na skorze pojawily sie dziesiatki krwiozerczych pijawek. Mimo niewielkich rozmiarow zyjatka te cechuja sie wielkim apetytem. Najsmaczniejszymi kaskami okazali sie Pietrzyk i Baszan (okolo piecdziesieciu ran, glownie na stopach). Ukaszenia pijawek byly tym bardziej przykre, ze zapach cienkacej krwi wabil kolejne bestie.

Po 8h hardcorowej przeprawy (3 ostatnie godziny w ulewnym deszczu) dotarlismy do miejsca noclegowni. Okazalo sie ze jest to opuszczony osrodek, ktorego czasy swietnosci minely kilka lat temu. Znalezlismy domek z duzym tarasem, na ktorym rozwiesilimy nasze hamaki. Ze wzgledu na przemoczone rzeczy oraz dwoch "krwawiacych" Pawlow, kolejny dzien poswiecilismy na suszenie ubran i lizanie ran. Po drugiej hamakowej nocy zebralismy podsuszone graty i wrocilismy lodzia do cywilizacji.

Miejsca na czulnie dzielily sie na LMy i GMy (lepsze miejsca i gorsze miejsca). Po dotarciu do celu zaloganci zasiadajacy w byli susi do polowy, a reszta GM nie byla sucha wcale. Bez chwili zwloki wyruszylismy autostopem w kierunku wschodniego wybrzeza. Celem podrozy byl zaciszny Cherating, w ktorym znajduja sie ponoc jedne z najpiekniejszych plaz w Malezji. Spotkac tam mozna wielu serferow oraz wstretnego kraba, ktory zaatakowal jeden z mniejszych piniowych palcow u nogi (aua!).

Jutro o poranku udajemy sie stopem do KL (Kuala Lumpur), gdzie umowieni jestesmy z naszymi zaprzyjaznionymi podroznikami (Ula+Lukasz i Piotrek), aby wspolnie powitac Chinski Nowy Rok.

4 komentarze:

Unknown pisze...

fajnie, fajnie, tylko zebyscie sie przypadkiem nieze....li;-* heheh cudowne zdjecia, a wiadomo, ze cudowna jest tylko woda z Lichenia, wiec to juz cos;-) z wiesci gminnych i innych to jutro jest impra u malej Mi, na bank was teraz zazdrosc zzera he he he, no cóz, woleliscie jakąs tam Azje, to macie;-)!!!!
oby tak dalej i wiecej zdjec Wiesniaki, wladujcie je na Picase i dajcie linka!!!!
buziaki z rajskiej wyspy sobieszewskiej hehehehehhehe
nara Buraki;-*************

Unknown pisze...

to bylam ja-> Wasza Magdusia;-) hehehhe
a co, mysleliscie, ze miut;-)??

korea pisze...

kurna, gdzie jestescie w tym cholernym kuala lumpur!? nikogo znalezc nie mozna... pzdr rzeczony piotrek :)

ula&lukasz pisze...

Ej ziomki i ziomeczki ! Jutro lot do Indi he ? Powodzonka i dawac dawac nie przestawac! Pozdrowki serdeczne i do zobaczenia pewnego dnia.