wtorek, 25 marca 2008

Indie - ostatnie starcie

Nasze ostatnie dni spedzone w Indiach wykorzystalismy dosc nietypowo - zatrudnilismy sie na plantacji bawelny i polowalismy na niedzwiedzie (zart), tak naprawde zalatwialismy wizy do Pakistanu. Okazalo sie to nie lada wyzwaniem. Zanim otrzymalismy wizy, zmuszeni bylismy odwiedzic ambasade polska, kilkakrotnie pakistanska, stanowisko maszynopisarza, ktory wypelnil nasze wnioski oraz stoisko specjalisty poslugojacego sie niezwykle wprawnie zszywaczami do papieru (zszywka szt.1=5rupii indyjskich).

Czas oczekiwania na wize urozmaicilismy sobie wycieczka do Agry, gdzie znajduje sie slynne Taj-Mahal. Nasza wizyte w tym pelnym niczego miescie zaczelismy od sniadania, ktore nie okazalo sie strzalem w 10 i zostalo zwrocone roznymi kanalami (gornym i dolnym). Samo Taj-Mahal wyglada jak na pocztowkach, bo pocztowki to fotografie, ktore wiernie oddaja rzeczywistosc.

Po powrocie do Delhi po raz kolejny udalismy sie do ambasady Pakistanu, gdzie na godzine przed odjazdem pociagu odebralismy nasze upragnione wizy. Pociag zawizl nas do amritsar, swietego miasta sikhow, ktorych religia wywodzi sie z polaczenia hinduizmu i islamu. Istnieje piec, symboli ktore cechuja kazdego sikha - nieobcinanie wlosow, noszenie turbanow, metalowa obrecz na rece, brak bielizny oraz symboliczny sztylet u pasa. Wszystko to sprawia, ze wyznawcy sikhizmu wygladaja jak z basni 1000 i jednej nocy, a my kiedy zamieszkalismy w ich zlotej swiatyni poczulismy sie jak w jednej z tych bajek. Nocleg jak i strawa w tym magicznym miejscu sa darmowe. Po swiatyni przechadzaja sie brodaci pielgrzymi i niebrodate pielgrzymki. Amritsar byl ostatnim miejscem na naszym indyjskim szlaku - stamtad udalismy sie ku granicy by zaczac pakistanska przygode.

Brak komentarzy: