sobota, 12 stycznia 2008

relacja z Chin


Z powodu ocenzurowanego chinskiego internetu nasza strona byla zablokowana i nie moglismy sie dzielic z wami naszymi wrazeniami. Obecnie znajdujemy sie w Laosie gdzie internet dziala normalnie wiec nadrabiamy.

Z Hong Kongu do Chin wyjechalismy 2 stycznia. Zdazylismy jeszcze wjechac na 55 pietro najwyzszego budynku w miescie. Do Chin pojechalismy metrem. Granice przekroczylismy jak zwykli przekraczacze granic. Po drugiej stronie ukazalo nam sie panstwo srodka, ale nie cale gdyz nasz wzrok nie ogarnia powierzni rownej 9,6 mln km2.

Po Chinach poruszalismy sie glownie pociagami - zawsze najtansza klasa (hard seat - w wolnym tlumaczeniu "twarde siedzenia" w szybkim tak samo tylko, ze szybciej). W chinskim pociagu widac swoiste roznice kulturowe np. Chinczycy nie uzywaja chusteczek higienicznych, ale zatykaja jedna z przegrod nosowych palcem, nastepnie silnym podmuchem pozbywaja sie wydzieliny z drugiej (nie zatkanej palcem przegrody), badz odwrotnie. Podobnie oczyszczaja gardlo - jednak bez uzycia palcow. Co ciekawe nie odczuwaja potrzeby wykonywania tych czynnosci w toalecie.

Wagony restauracyjne oferuja jadlo i trunki po korzystnych cenach (koszt piwa niecale 2zl - zlotowek nie przyjmuja placi sie w juanach).

Na szczescie pociagami podrozowalismy krotko ( raz 12 raz 19 godzin)

Naszym pierwszym miastem docelowym bylo Yangshuo, gdzie zamieszkalismy w tanim acz czystym lecz zimnym jednak przestronnym a zarazem sympatycznym hotelu. Po regeneracji sil udalismy sie na targ. Tam wsrod roznorodnych owocow, swiezych warzyw, martwych kaczek dostrzeglismy grupe psow. Psy w Polsce uwazane za przyjaciol czlowieka, w Chinach czasami laduja na talerzu. Jednak zanim dotra do zglodnialego konsumenta sa usmiercane na oczach innych psow i gapiow, parzone we wrzatku opalane palnikiem gazowym typu B24CX2 i gotowe do sprzedazy zawisaja na straganiku (przez chwile myslelismy ze Monty Python zajal sie produkcja horrorow). Jednak nie to swoiste psie pieklo przyciagnelo nas do tego urokliwego miasteczka. Glownym powodem naszej wizyty byly bajeczne formacje wapienne zwane mogotami. Aby dokladnie spenetrowac okolice wypozyczylismy rowery typu single oraz tandemy i z wiatrem we wlosach ruszylismy na spotkanie przygody. Nie bedziemy tu sie rozwodzic nad widokami, powiemy tylko, ze dla wszystkich nas jest to najpiekniejsze miejsce na swiecie (jedynie Magda sklasyfikowala je na 4 miejscu zaraz po Pabianicach, Nowych Lupkach i Katowicach).

Po 3 dniach spedzonych w Yangshuo udalismy sie pociagiem do Kunmingu. Krotka, 19-sto godzinna podroz pociagiem, zakonczyla sie sukcesem. Dworzec w Kunmingu osiagnelismy rano. Zakwaterowalismy sie w pokoju, ktory dziewczyny okreslily jako piekny, a chlopacy potraktowali z rezerwa, gdyz z reguly podchodza z rezerwa do pokoi hotelowych. Kunming jak Kunming, kto nie widzial, ten sie nie dowie. Wieczorem mialo dojsc do imprezy, do ktorej nie doszlo, gdyz nastapilo zmeczenie organizmow po spozyciu litra "pysznej" chinskiej wodki (3zl/0,5l).

Nastepnego dnia zerwalismy sie o brzasku poranka (11:25) i udalismy sie taryfami na dworzec autobusowy, skad juz o 13:30 mielismy autobus sypialny do Jinghong. Wyjechalismy niemal punktualnie o 16:30. Chinski autobus sypialny bardziej przypominal autobus niz sypialnie, ale dysponowal ponad 40-stoma przykrotkimi lozeczkami, na ktorych mozna sie klawo na boczku wyspac. Przygotowani na 24 godzinna podroz obudzilismy sie po 9 godzinach na miejscu, gdyz olimpiada w Pekinie spowodowala niemaly zamet w srodowisku drogowcow. Jinghong zgodnie z opisem w przewodniku, okazalo sie nieciekawym miastem z nieciekawa sadzawka i nieciekawym pomnikiem czterech sloni. Udalismy sie wiec do wiejskiego miasteczka w ktorym jak glosi przewodnik panuje niezbyt przyjazna amtosfera. Tam wydarzyly sie cuda, ktore ciezko ogarnac jezykiem pisanym (czytanym przez Was). Doszlo miedzy innymi do dyskotek z dwiema odrebnymi grupami chinskiego ludu. Pierwsza dyskoteka wygladala niczym maly karaoke garaz, w ktorym poznalismy dziesieciu miejscowych rzezimieszkow (w tym jedna niezbyt przystojna rzezimieszke). Wspolnymi silami udalo nam sie stracic nieco na trzezwosci (nawet sporo). Jeden z nas zmuszony byl opuscic dyskoteke w celu pojsc spac. Kiedy chlopcom znudzily sie tance z chinskimi mezczyznami, udalismy sie w innym kierunku trafiajac do garaz-pubu, w ktorym niechcacy rozkrecilismy impreze z miejscowa mlodzieza. Na koniec prawie o wlasnych silach cali i niekoniecznie zdrowi dotarlismy do naszego pensjonatu. Nadmienic nalezy, iz zmeczenie nasze bylo tym wieksze, ze na impreze trafilismy wprost z forsownego spaceru po herbacianych polach. Sebaka i Baszan, ktorzy dotarli najdalej, mieli przyjemnosc goscic w babmusowych chatkach miejscowych wiesniakow, gdzie byli raczeni niekoniecznie dobrymi przysmakami z ogniska domowego. Reszta wrocila z pol herbacianych na pace ciezarowki i spedzila mile popoludnie pod pomnikiem w miasteczku. Nastepnego dnia 11.01.08 podazylismy w strone laotanskie granicy, zaa ktorej teraz piszemy ten tekst.



Magda Pietrzyk i mogoty



Li river (rzeka Li)



zdjecie grupowe


z wizyta w chinskiej chacie


dziewczyny na tandecie



zdjecie grupowe nr 2
rowerzysta nie mylic z motorzysta

pies spozywczy

13 komentarzy:

klapencjo pisze...

dawac foty gnojki :P pozdrunia z Polandii.
jah!

Jadzka pisze...

Synku nareszcie!relacja bardzo mi sie podoba,ale brak dokumentacji fotograficznej.Chetnie bym nacieszyla oczy widokiem dla mnie najpiekniejszym na swiecie-Twojej usmiechnietej buzi.Przesylam buziaki i pozdrowienia dla reszty ekipy.
mama(zgadnijcie ktora)

Unknown pisze...

magda zawsze wiedziala co piekne i byle co jej nie zachwyci ;) Pozdrowienia dla wszystkich ale najbardziej dla Cwela - Fikoła i Magdy Muchy zwanej Magdą Muchą bo ich znam

Hania pisze...

No właśnie gdzie foty? Poza tym... jak to? dopiero jedna porządna impreza? Coś kiepsko jak na Was ;p
Pozdrófka

Krzysiek Kucharski pisze...

o starzy (i stare) mogoty w youngshuo to przeprestiz! a na tandemach tez nielada trip chinska woda za trojke tez niezabardzo mi sluzyla:P caluski dla wszystkich. czekam na foty. ja w oradi siedze. wczoraj na chacie byla mega urodzinowa biba gosi byla;) to tez teraz niedomagam troche:p pozdrunio

Andrzejek pisze...

hyhy cobra :P nobeka beka, sluchajcie...w kraju już jesteście mega sąłwni...wczorja mówili o was w RMF FM i Trojce a dzisiaj w Złotych przebojach...ze grupa śmiałków przebywa na terytorium laosu i żę pozostawia za soba "spaloną ziemie" i coś o Mirku..ze znany bardzo w świecie czy jakoś tak...

azja2008 pisze...

z fotami nadrobimy jak bedzie jakies lacze szybsze bo teraz to tylko litery mozna wysylac ;)

pozdro Baszan

Trojan Krk pisze...

Zajebiscie wam zazdroszcze ze mykacie sobie teraz gdzies tam po Laosie. Obiecalem Sebace w Szkocji a dokladniej w miscinie zwanej Kirkcaldy ze bede waszym wiernym kibicem. Slowa dotrzymuje:) Pozdro smialkowie!!!

Unknown pisze...

No wreszcie jakaś aktualizacja! A fotki gdzie? :) Tak to czytam i aż chce się spakować plecak i jechać w świat... ale już nie długo... :)

Unknown pisze...

naaajs;-) wiecie, te mogoty to podobno sztuczne, komunistyczne, więc się tak nie podniecajcie;-P heheh Foty dawac, jak łącza za wolne to poczta do diaska;-) no!
I wszystkiego naj z okazji moich 25 urodzin;-) napikcie sie laotanskiej wódki za moje zdrowie;-)

nevermind pisze...

ja Wam nie wierze, ze jestescie w Azji :P Uwierze jak zobacze zdjecia!
Pozdrowienia z Wysepki

gosia pisze...

łał! foty super! :-)pozdro pajace z sopotu, buziaki dla was :):*:*:*
gosia.p.

Andrzejek pisze...

eherehe...widze ze "fury" żeście pozyczyli w tym samym miejscu co my...a lachony chyba wsiadły na takąsama tandete :P jak stara numer jeden i stara numer dwa(ułożyć w kolejności dowolnej) co im sie ta tandeta psuła...mogoty tylko jakies takie...z wiekszym zarostem...