Mucha Magda jako jedyna z grupy miała pracę. Jej 3,5 miesięczny urlop nieubłaganie dobiegał końca. Aby zdążyć za biurko musiała czym prędzej udać się do Polski. W tym celu wykupiła bilet lotniczy z Istambułu do Berlina. By zdążyć na odlot ostatnie 3674 km wyprawy nasza dzielna koleżanka musiała przebyć w ekspresowym tempie w towarzystwie Turka, którego przypadkiem poznaliśmy na granicy. Lot do Berlina odbył się bez przeszkód, jak również bez Muchy na pokładzie - spóźniła się kilka godzin. Podejrzewamy dwie przyczyny spóźnienie - autobus jechał zbyt wolno, lub dystans był zbyt duży. Na szczęście zakupiła drugi bilet i jak to mówią poleciała, do pracy się nie spóźniła.
Koledzy pozostali sami. Z Zahedanu, gdzie pożegnaliśmy Madzie, luksusowym autobusem Volvo udaliśmy się do Yazdu. Można by tu skromnie zażartować, że jechaliśmy drogą doYazdową. Jednak zostawmy żarty na boku, bo w tym miejscu wypadałoby pochwalić IRDP - Irański Rejon Dróg Publicznych - chłopaki odwalili kawał naprawdę dobrej drogi, pochwały należą się również IPKA Irańskiemu Przedsiębiorstwu Komunikacji Autobusowej - autobusowe podróże z wami to prawdziwa przyjemność za psie pieniądze!!! Niskie koszty transportu spowodowane są niewygórowaną ceną produktów ropopochodnych. (31 litrów benzyny kosztuje 651gr, co jak łatwo policzyć daje 21gr za litr, gaz LPG ok 2gr. za litr co jak łatwo policzyć daje 62gr za 31 litrów).
W Yazdzie dopadło nas zaskoczenie. Po licznych próbach wypłacenia środków pieniężnych z bankomatów okazało się że to niemożliwe. Maszyny chciały współpracować jedynie z irańskimi kartami płatniczymi, których dziwnym trafem nie mieliśmy. Okazało się więc, że na pobyt w Iranie przeznaczyć możemy 55 dolarów, bo tyle gotówki posiadaliśmy.
Niezrażeni niezasobnością portfeli zasiedliśmy nieopodal meczetu i zaczęliśmy grać w chińczyka. Los uśmiechnął się do nas już chwilę później. Kiedy graliśmy podszedł do nas żebrak i wyciągnął rękę po jałmużnę. Biedak nie dostał spodziewanej zapomogi, jednak my poczęstowaliśmy się jego chlebem. Sytuację obserwowały dwie młode Iranki. Nieco zawstydzone zaprosiły nas na śniadanie. Propozycję przyjęliśmy z radością. Żołądki napełniliśmy do syta w restauracji przypominającej pałacyk. Dziewczyny pokazały nam miasto, obdarowały cukierkami po czym się rozstaliśmy. W kafejce internetowej poznaliśmy pewnego studenta. Po krótkim zwiedzaniu miasta i zakupie biletów do Teheranu, udaliśmy się do mieszkania młodzieńca w celu spożycia przywiezionej z Pakistanu wódki. Nasz nowy znajomy wyjaśnił nam, że za posiadanie alkoholu grozi w Iranie 80 batów publicznej chłosty i kara więzienia. Podobne kary dosięgnąć mogą śmiałków, którzy zostaną przyłapani na spacerowaniu z dziewczyną nie będącą ich siostrą, żoną czy kuzynką. W celu uniknięcia chłosty dowody rzeczowe wypiliśmy zagryzając daktylami.
Oczekując na pociąg do Teheranu poznaliśmy bardzo sympatycznych młodych ludzi, którzy usłyszawszy naszą smutną historię z bankomatami zakupili nam kanapki, oryginalną Pepsi Colę i obdarowali gotówką równowartości 36 dolarów. Podbudowani faktem, iż nasz budżet został prawie że podwojony z uśmiechem na ustach zasnęliśmy w pociągowych kuszetach. W tym miejscu składamy podziękowania IKP - Irańskim Kolejom Państwowym - łóżka wygodne, łazienki czyste, woda za darmo, a pociągi jeżdżą jak po szynach.
W Teheranie podjęliśmy ostatnie próby wydobycia pieniędzy z naszych kont. W tym celu udaliśmy się do Banku Centralnego, lecz operacja zakończyła się fiaskiem.
Przypadkowo napotkana para, która usiłowała nam pomóc, dzwoniąc do różnych banków, przejęła się naszym losem. Kiedy w końcu daliśmy irańskiemu systemowi bankowemu za wygraną i podziękowaliśmy dobrym ludziom za pomoc, mężczyzna powiedział:
- Przykro nam, że nie mogliśmy pomóc.
- Nic nie szkodzi - skłamaliśmy.
- Ale może pomożemy wam w inny sposób - dodał Irańczyk
- W jaki? - zapytaliśmy udając idiotów.
- Może damy wam jakieś pieniądze? - zapytał Pers w języku angielskim.
- Ok - odpowiedzieliśmy od razu, nawet nie wiemy w jakim języku.
Nasz budżet powiększył się o kolejne 20$.
W centrum Teheranu poznaliśmy miłego człowieka, który zaprosił nas do swego biuro na obiad. Korzystając z biurowego telefonu skontaktowaliśmy się ze studentami z Hospitality Club*, u których mieliśmy zamiar spędzić nocleg. Okazali się to całkiem otwarci na świat inteligentni młodzi ludzie o ciekawym podejściu do panującej w ich kraju religii i polityki. Delikatnie mówiąc nie do końca zgadzali się z panującymi tam doktrynami. Nasz wspólny pobyt w stolicy zaczął się od odwiedzenia NPDA - nielegalnego punktu dystrybucji alkoholu (melina). Następnym punktem programu była wizyta w restauracji typu piceria, co by na pusty żełąd nie pić. Korzystając z wyjazdu rodziców jednego z naszych gospodarzy do Mekki (islamski odpowiednik Częstochowy) zakwaterowaliśmy się w jego mieszkaniu. Wieczór upłynął w miłej atmosferze na rozmowie, oraz na narażaniu ciał wszystkich współbiesiadników na karę chłosty. Następnego dnia odwiedziliśmy typową irańską restaurację, gdzie raczyliśmy się smakiem wykwintnych, tradycyjnych dań. Nielegalny alkohol zastąpiliśmy tam fajką wodną.
Ponieważ ważność naszej tygodniowej wizy, oraz zasobność portfeli nie skłaniały nas do dalszej eksploracji Persji, pożegnaliśmy się z nowymi przyjaciółmi i ruszyliśmy w stronę granicy.
Iran pomimo swoich surowych zasad, zrobił na nas dobre wrażenie. Z naszego krótkiego pobytu w tym wielkim kraju najbardziej w pamięci utkwili nam inteligentni, kulturalni i pomocni ludzie, tanie środki transportu na wysokim poziomie oraz ładne twarze kobiet (więcej nie dane nam było zobaczyć). W porównaniu do Pakistanu Iran to kraj cywilizowany o standardach zachodnich.